Wyświetleń:

wtorek, 24 maja 2016

42. Kociołek żeliwny, obsługa i gotowanie.

Patrząc, że człowiek obowiązki ma, wyszedłem z założenia, że jeśli nie można czegoś dostać od razu, można w inny sposób kombinować żeby sobie jakoś fajnie czas umilić.
W związku z tym zamówiłem kilka rzeczy, między innymi kociołek żeliwny. Aż z Polski.Tak tutaj się żadną miarą nie opłacało. Na ebay były jakieś dziwne, bądź złom, a bezpośrednio w markecie, fakt trafiłem żeliwo, ale za 40£ i bardziej brytwanka niż kociołek. Słowem lepiej było zapłacić kuriera.
Aż dziw, ale faktycznie sporo rzeczy lepiej sprowadzić z Polski niż kupować tutaj.

Jakiś czas temu z nudów, i ciekawości chciałem sprawdzić jak mogło się gotować kiedyś. To znaczy w glinianym garnku.
Miałem akurat jeden, nieduży. Dorobiłem na szybko łańcuch, i ugotowałem parówki.
Za pierwszym razem, w żywym ogniu udało się. Za drugim razem, gulasz z barana, na grillu skończył się tak.


Myślałem wystarczająco długo by wymyślić, że powodem była różnica temperatur. Węgiel grzał od spodu, góra była zimna. Pękło na granicy temperatur. Tak myślę. W każdym razie był to pretekst by właśnie zamówić coś konkretnego.

Obsługa kociołka żeliwnego..

Nowy kociołek umyć wodą, nigdy żadnym płynem..


Poczekać aż wyschnie wtedy, natrzeć jakimkolwiek tłuszczem, byle jadalnym..


Zaczekać 30min i wytrzeć nadmiar tłuszczu. Rozpalić palenisko i wygrzać kociołek. 


Ja wygrzewałem po angielsku. Śmieje się, nie chciało lecieć mi się z nim do lasu.
Instrukcja mówi, żeby wygrzewać do uzyskania ciemnobrązowego koloru. Ja taki kolor widziałem szczerze od początku, a że to mój ''pierwszy raz'' nie byłem niczego pewien. W ogóle, żeby nie było, nie małpuję, ale przytaczam instrukcję, którą dostałem. Oto ona, i elekty mojego palenia.




Chciałbym żeby razem do wszelakiego typu instrukcji, czy zakazów było jakieś wytłumaczenie dlaczego ma być tak, a nie inaczej. Tak to nie wiadomo, po co, na co, ani komu, jeśli bym tego nie wypalił w ogóle?

To było wczoraj. Dzisiaj postanowiłem sprawdzić ten kociołek w praktyce. Pamiętając z lat wstecz, że kiedyś coś z kociołka jadłem, znalazłem przepis na danie z kociołka. Oczywiście zrobiłem po swojemu, i raczej pod kontem sprawdzenia co i jak, By wiedzieć jak to działa. Zapomniałem dodać, że ten kociołek ma pojemność 10.5l.

Na sam spód dałem liście kapusty, na to pokrojony karczek z kurkami, doprawiony sola, pieprzem, tymiankiem i czosnkiem. Kolejna warstwa to była cebula pokrojona w piórka. Trzecia warstwa ziemniaki w pół talarki, z tak samo pokrojoną marchewką, doprawione sola, kminkiem, liściem laurowym i zielem angielskim. Na górę kiełbasa i boczek.

Wnioski:
Udało się oczywiście. Lekko niedoprawione, i nieco za dużo, to kwestia korekty. Na grillu da się to robić, choć raz, że klimat, dwa i tak mam zamówiony trójnóg. I mycie. Zabawa jest fajna, ale domyć to potem samą wodą to jest wyzwanie. Tak to co, kombinujemy dalej.





niedziela, 1 maja 2016

41. Cardiff Stolica Walii oraz Arthur's Stone i Góry Czarne

W ostatnim czasie było raczej słabo z wpisami. Wiem. Nie ma co się tłumaczyć, wystarczy się przyznać, że dało się d..

Nic, okoliczności i możliwości się nieco zmieniły, to też mogę obiecać, że postaram się nadrobić zaległości.

10.IV Jakiś czas temu byłem się przejechać na rowerze na Credenhill, a wracając złapał mnie Robert, i tak spontanicznie wybraliśmy się jeszcze w Góry Czarne.

Po drodze minęliśmy Arthur's Stone, uznawane jako grób neolityczny.



W sumie już jakiś czas chciałem go zobaczyć, ale nigdy mi po drodze to nie było.

Dalej jadąc przed siebie, bez jakiegokolwiek planu trafiliśmy na byki. Pytanie było, czy któryś z nas odważy się z nimi zdjęcie zrobić.



Późno wybraliśmy się. Widząc, że już czas powoli zaczyna nas gonić, spontanicznie wybraliśmy się na najbliższy szczyt, który mieliśmy obok siebie. Teraz dopiero jak patrzę, widzę, że ta góra to Waun Fach. Widzicie, nawet nie wiedziałem.




Pogoda psuła się momentalnie, to też nie było większego sensu siedzieć tam dłużej. Jak widać spontan też może być fajny. Nie koniecznie wszystko musi być zaplanowane. Musze zrobić prawko.



Mając teraz 3 dni wolnego, plus dodatkowy dzień urlopu, który specjalnie sobie wziąłem, wymyśliłem ruszyć cztery litery do Snowdoni, przejść się szlakiem Crib Goch, który zamierzałem zdobyć już dwa lata temu, ale miałem wówczas brata pod opieką, więc nie ryzykowałem.
A teraz? Tak jak pogoda ostatnio raczej dopisywała, zima spóźniła się o jakieś 3 miesiące, i po prostu pogoda mówiąc lekko się popsuła. Więc jeśli w samym Hereford padał grad z dużym spadkiem temperatury, tam na pewno było dużo gorzej. Survival, survivalem, ale nie było zbyt mądrym pchać się tam.
Zostawiłem to więc na inny czas.

Żeby nie tracić wolnego czasu, musiałem coś wymyślić. Wymyśliłem Cardiff, jako, że w sumie chciałem już kiedyś tam połazić, a jakoś nie było okazji. Przy okazji wypróbować, nowy aparat co kupiłem, może będzie widać różnice na blogu?

Dobra do rzeczy.

Początek standardowo, bilet, do pociągu, i już widzę, że coś nie gra. Coś za dużo ludzi. Określenie sardynki w puszce, jest tutaj za lekkie.
Dojechaliśmy na stację, i widzę, że ludzi jest jeszcze więcej. Jedno pytanie przypadkowej osoby wykazało, że trafiłem znów na mistrzostwa. Tym razem w rugby. Myślę, sobie, no fajnie. Znów będzie spanie na peronie?

Plan na dziś zakładał zamek, Muzeum Historii Naturalnej, w sumie zatokę, jakby starczyło czasu.


Brama Głowna Zamku

 Wnętrze murów








Dalej był czas na zwiedzenie wnętrza zamku jak pisze Wikipedia, w Wiktoriańskim stylu. Co do historii jak zwykle odsyłam do właśnie Wikipedii.



 Arabski pokój


 Sala Bankietowa





Stołb




Zamek generalnie warto zobaczyć. Tyle w sumie powiem.


 John III Morques Of Bute
''Pamięci Walijczyków, którzy polegli w Południowej Afryce"

Z pewnością większe wrażenie zrobiło na nas Muzeum Historii Naturalnej, które zresztą chcieliśmy zobaczyć już od dawna. Może niekoniecznie w Cardiff, ale w ogóle. Dwa punkty do zaliczenia: Dinozaury i Mamut.



Ametyst

Akwamaryn


Humpback - Długopłetwiec Oceaniczny




Łep Tyranozaura



Mamut Włochaty

Reszte, co tu dużo gadać, dałem ciała i nie zrobiłem zdjęć tabliczek eksponatów, żeby opisać je. 
W sumie może i lepiej, bo jak Was zaciekawi, sami się tam wybierzecie żeby sprawdzić co to tam takiego ciekawego jest.

Brakło nam czasu, bo wymyśliliśmy jeszcze wybrać się nad zatokę, która była klapą jako, że tam nic nie ma,  tak to spędzilibyśmy więcej czasu w samym muzeum, żeby obejrzeć więcej, bądź dokładniej co tam jest, bo wierzcie, jest co oglądać. Oprócz ''zwierzaków'' jest również kolekcja sztuki, której ubolewam, nie zobaczyłem.

Na szczęście organizacja igrzyskowa byłą tym razem lepiej przeprowadzona, i dotarliśmy do domu bez żadnych sensacji.