Wyświetleń:

niedziela, 10 grudnia 2017

67. Kto by Pomyślał. 9.XII

Kto by pomyślał, że to już rok jak Leo się urodził. Zleciało, nie powiem. Nie wiadomo kiedy.
Kilka dni temu zaczął chodzić, więc dla nas prezentem na Jego urodziny jest właśnie to, Leo z kolei dostał masę prezentów, normalne. Tylko dmuchanie świeczki się nie podobało.

Krojenie torta też..

Potem już ładnie jadłem..


Kolejny dzień również przyniósł niespodziankę - śnieg. Tak, kto by pomyślał, śnieg w Hereford. Słyszałem, że ostatni raz był 6, 15 a nawet 40 lat temu. Widocznie dla każdego ''ilość'' znaczy co innego. Dla mnie dopiero teraz posypało. Nieważne, tylko się rozjaśniło i poszliśmy wszyscy lepić bałwana, korzystajać z faktu, że za 5 minut może śniegu już nie być.






Korzystając z faktu, że sypnęło zrobiłem jeszczę parę zdjęc w mieście, by uwiecznić tą ''historyczną chwilę'', bo choć zima dla każdego znaczy co innego, z jednym trzeba się zgodzić - śnieg tutaj to na prawdę fenomen.
















piątek, 3 listopada 2017

66. Ben Nevis, Najwyższy Szczyt Brytanii.

Pomysł wejścia na Ben Nevis pojawił się już dawno temu. Już przy okazji pierwszych planów na temat Szkocji w ogóle. W końcu udało się mi wybrać, miałem jednak dylemat co do całokształtu wyjścia.
Z racji zbliżającej się zimy, i coraz gorszej pogody zrezygnowałem z namiotu, na rzecz hostelu, z jedną planowaną nocą na szczycie Góry, gdzie znajduje się ''emergency shelter", czyli taka jakby koleba, tyle, że wybudowana ręką ludzką, właśnie do użycia w sytuacji awaryjnej. Ewentualnego spania jednak, nikt wam zabronić nie może.
Dzwoniłem wcześniej do Fort William, z paroma pytaniami, i dowiedziałem się, że ów szałas jest ponoć uszkodzony, co okazało się nie prawdą. Nie uprzedzajmy jednak faktów.

Generalnie zdecydowałem się na 4 dni, z czego pierwszy w połowie miał zostać poświęcony na dojazd (10 godzin podróży), dwa kolejne na realizacje planu, a czwartego nie liczę, bo już był to tylko powrót. Nie chciałem więcej, bo raz, że Rodzina, dwa prognozy pokazywały samą złą pogodę, więc ewentualnie koczowanie było bez sensu. Poza tym, majac mało czasu człowiek działa, nie czeka.

Poniedziałek, dzień pierwszy, gdy dotarłem w końcu na miejsce, majac w drodze z Glasgow, do Fort William wspaniałe widoki, za oknem, było już niemal ciemno. Miałem w planie przy okazji odwiedzić również destylarnie, jednak było już za poźno. Dzień więc skończył się na pobieżnym zaznajomieniu się z miasteczkiem, zjedzeniem czegoś, gdzie mogę już zrobić reklamę szkockiej kuchni, meldunku, i to właściwie tyle.

Wtorek. Poznany w hostelu polak tam pracujący, mający widać doświadczenie, udzielił kilku rad na temat okolicy, przedewszystkim jednak bardzo mi pomógł użyczajać kurtki przeciwdesczowej. Tak, nie wziąłem swojej. Liczyłem ze Tweed sprosta tamtym warunkom pogodowym, skoro "kiedyś ludzie przecież nie znali goretexu", ale ostatecznie rezygnuję z poglądu, że tradycyjne, jest najlepsze. Nie zawsze.
Pogoda już wczoraj się popsuła, a dziś dawało ostro od rana. Intuicja podpowiadała mi, żeby dziś pojść pod wodospad Steall, i poczekać na być może lepszą pogodę jutro. Nie posłuchałem i poszedłem.
Na szczęscie zostawiłem śpiwór i resztę nie potrzebnych rzeczy, bo co się potem okazało szałas był sprawny, ale taszczenie tego wszystkiego nie byłoby moim marzeniem.
Nim dotarłem do podnóża Ben Nevis byłem już cały mokry. Tego dnia nie zrobiłem prawie w ogóle zdjęć, chroniąc aparat w plecaku, zreszta do samego szczytu i tak nie było nic widać.
Droga zajęła mi cztery godziny, bez odpoczunku, gdyż stojąc zwyczajnie robiło się zimno. Warunki pogodowe oznaczały ciągły niemal deszcz, wiatr i zimno.
Na szczycie spędziłem może 5 minut, na szczęscie miałem kurtke na przebranie, i nie czekając na hipotermie pognałem w dół, kolejne dwie godziny. Kompletnie mokry, ale i zadowolony zdobyłem może nie jakiś wielki, ale jednak najwyższy szczyt Wielkiej Brytanii. (1344 m)


Glen Nevis




Szczyt. Od lewej, znacznik, tablica upamiętniająca, w oddali szałas, po prawej ruiny obserwatorium

Środa. Dzisiaj pogoda poprawiła się zauważalnie, tak więc wczorajsza intuicja miała rację. Słuchajcie się Jej!
Planem na dzisiaj było przejść się parę kilometrów dolina Nevis, Glen Nevis, do wodospadu Steall, drugiego największego na wyspach 120m wysokości.
Dzięki o niebo lepszej widoczności mogłem w końcu coś zobaczyć. Parę widoków w drodze do wodospadu.



Szczyt Ben Nevis ginie w chmurach




Lower Falls





Sam wodospad Steall nie zrobił zawodu. Szczerze nie sądziłem, że aż tak duży jest. Najlepszy jaki dotąd widziałem.
Chcąc dotrzeć do samego wodospadu trzeba przejść przez wiszący most, względnie w bród, ale zdradzę wam, że tamta dolinka to wymarzone miejsce na biwak. No ale to musicie ocenić sami.






To by było na tyle. Chwlę niemal po zrobieniu tego zdjęcia pogoda popsuła się, i nie mając szczęscia ze stopem, po prostu wracałem te wszystkie kilometry z powrotem.

Kolejnego dnia wracałem się już, więc nic w sumie się nie działo. Na zakończenie jedynie mogę zrobić reklamę hostelowi "Backpackers Fort William", gdzie co jak co, ale miłej atmosfery nie brakuje.



niedziela, 1 października 2017

65. Tryfan, Snowdonia.

Trochę czasu minęło od pierwszego razu w Snowdoni, kiedy zamierzałem wejść na Tryfan również. Przypominajac, nie udało się wtedy, bo zwyczajnie pomylilem szlak, i zacząłem z plecorem wspinać się od strony ''przeznaczonej'' dla ''wspinaczy''.
Generalnie szlaku jako takiego tam nie ma, i można spróbować wejść od jakiejkolwiek strony, choć jakby ''szlak'' idzie z parkingu do przełaczki, skad można się wrócic, bądź iść dalej np. Glyder Fach, Fawr, wtedy mamy całą górę ''zaliczoną'', oprócz tego jest kilka podejść wąwozami. Jak kto woli.
Teraz wiem, gdzie bład wtedy popełniłem, oraz że chcący zaliczyć całą górę lepiej iść trasą parking-szczyt-przełączka-powrót, niż na odwrót. Jest kilka momentów, które z pewnościa lepiej wziąc pod górę, niż nimi schodzi. Na pewno pomysł brania dużego plecaka lepiej sobie odpuścić. No, ale to moja opinia. Generalnie fajne miejsce na wyjście. Widoki, parking u podnóża. Nawet mieszkajac stosunkowo daleko można to zrobić w jeden dzień spokojnie.
My mieliśmy plan jeszcze nockę zaliczyć, ale że oboje dzieci mamy, woleliśmy jednak się do nich wrócić.
Zaliczajac jedną górę, widoki nie zmieniają się jakoś szczególnie, to też i zdjęć nie ma zbyt wiele, ale kilka sobie zobaczcie.








Llyn Bochlwyd






niedziela, 23 lipca 2017

64. Na grzyby do Walii.

Dziwną dla mnie rzeczą jest mentalność ludzi. Dla przykładu takie grzyby. Ktoś zna miejsce gdzie występują, ale za cholere nie powie, gdzie są. Albo będzie kłamać.
No dobra, w Polsce jeszcze mogę to zrozumieć, ktoś się utrzymuje ze zbieractwa, to może i robić sekrety, ale tu? Bez przesady, jak i tak się nie jeździ na grzyby codziennie. Przecież nikt ci niczego nie wyzbiera! Mogę sobie pisać, ale nie mam racji?
Podzielę się z wami zatem tymi paroma miejscami, gdzie choć nie szukam, ale grzyby udało mi się znaleźć. Talybont Forest, Góry Czarne i Elan Valley, gdzie byłem wczoraj. Tam co prawda nie uzbierałem nic, ale musi być za wcześnie, a las widać to na grzyby sie nadaje. Oprócz tego mamy maliny i borówki w śladowej ilości.

Zaskoczony byłem bardzo niskim stanem wody w zbiornikach, jakies 6-7 metrów. Odsłoniło to wiele rzeczy, które normalnie są pod wodą, więc i dało się zobaczyć coś nowego.


Caban-coch Dam












Pen-y-garreg Dam