Wyświetleń:

niedziela, 2 lutego 2014

9. Ogof Ffynnon Ddu - Jaskinie.

Udało mi się w końcu nawiązać kontakt z clubem grotołazów, i byłem dziś z nimi na pierwszej przechadzce po jaskiniach w Południowej Walii. Byliśmy w Ogof Ffynnon Ddu


Zaczynam rozumieć jak Walia mnie kocha, gdyż walijska pogoda znów przywitała mnie śniegiem, wiatrem, zimnem, i nie wiem czym jeszcze, a z parkingu do wejścia był jeszcze kawałek. Nie wiedziałem rzecz jasna jak daleko, ale się przekonałem. Chwila czekania, aż otworzą wejście, i z rozkoszą poczułem te kilka jaskiniowych stopni, które w porównaniu z temperaturą na zewnątrz, wydawały się gorące.

Od razu, za pamięci, podzielę się wnioskiem, który zauważyłem, wtedy, na starcie.

Otóż, jaskinie, mówię jaskinie, nie dziury, nie mogę zaświadczyć, że wszystkie, ale na pewno większość, są zamknięte. To znaczy, wejście jak do bunkra, obmurowane betonem. To znaczy, że zwykły człowiek nie może tam wejść. To znaczy, że zwykle wchodzą tam cluby. To znaczy, że wszystko jest tam pilnowane. To również znaczy, że nie ma tam śmieci, a szata naciekowa jest nienaruszona. A to oznacza, że wchodząc tam możesz zobaczyć jak wygląda prawdziwa jaskinia, i jej cuda w środku.

Na nasze jaskinie, udostępnione, już za późno, ale inne powinniśmy chronić.

Tak uważam.

Nie wyobrażacie sobie jak miłą odmianą było w końcu zobaczyć coś nienaruszonego.

Wracając, weszliśmy do środka, i już na starcie zacząłem żałować, że nie wziąłem aparatu. Co, jak pokazała chwila niedługa, słusznie.
Zdziwiło mnie, że grupa nie wzięła żadnego sprzętu. Daryn wyjaśnił, że ''na kilkaset jego zdjęć, może trzy są dobre."-światło, choć nie lubię, musiałem mu przyznać rację.
To nie byłby aż taki problem, zwyczajnie zalałbym aparat, patrząc gdzie się wpierdzieliliśmy.

Nie ma sensu bym opisywał drogę, byliście wiecie, czołganie, woda, ślisko, gdzieś się wspiąć, gdzieś przecisnąć itd, nie byliście? To na co czekacie?

Jestem zadowolony, gdyż udało mi się przełamać lęk. Nie mam leku wysokości, ani klaustrofobii, ciemności też się nie boję, ale miałem problem z butami. I tu zaznaczyć muszę, że nasze polskie desanty się nie nadają zbytnio ani na zimę, ani na śliskie skały. W zimie jest dodatkowo zimno. No ale lepszych akurat nie miałem, a że nie byłem pewien, czy będę rzeczywiście z nimi jeździł, wolałem nie inwestować w sprzęt, min BACIOKI.
Krótko mówiąc było ślisko, musiałem bardzo uważać. Trafiłem, na jedno miejsce, parę cm wnęka jedna ściana, druga podobnie, pomiędzy nogami dziura, i z 1.5 m w dół, to było łatwe, po prostu uważałem by do wody nie wpaść, ale druga sytuacja była o wiele gorsza.
Podobnie jak wcześniej, nie ma jak za bardzo stanąć. Kombinuj jak się tyłkiem, i gdzie się zapierać by podeprzeć się w miarę, ale, w dół, gdy świeciłem, dna nie widziałem. Miałem do przejścia parę metrów, a żadnych zabezpieczeń. I co robić? Trzeba iść. Przeklęte buty, tylko czekałem, kiedy w tą dziurę zjadę.
Ale dałem radę. Przeszedłem silniejszy. 

I tak byłem mokry, podziemne rzeki, błoto, zebrana woda, czołgaj się w tym, dały moim pięknym, choć śliskim, ale za to ładnie wypastowanym Desantom radę. Wodą się górą przelała więc i tak były mokre.

Dobre jaja sobie ze mną zrobili. Pokazali w pewnym momencie mi jeden z korytarzy, dość wąski, i mówią, to jest twój test do clubu.
Myślę, no może. Członków tylko kilku jest, to może chcą sprawdzić mnie, czy się nadaję. Patrzę, kurde trochę ciasno, no ale może dam radę. Dobrze, że się ostatnio wyrobiłem. Włażę, czołgam się, w pewnym momencie coś się ciasno zrobiło, myślę, pierdziele, nie idę dalej.
Wyszedłem i mówię, że nie idę, a ci się śmieją, że jaja sobie robili.

Co się okazuję, długość wszystkich korytarzy, a jest ich trochę, ma długość ponad 50 km, są 3 wejścia, parę konkretnych miejsc, i dużo rzeczy do oglądania.

Jako się rzekło, zdjęć z środka nie zrobiłem, niżej możecie zobaczyć parę zdjęć z okolicy wejścia, a zdjęć samej jaskini jest mnóstwo w Google, wiem, bo już patrzyłem.

Rzecz jasna było warto jechać, a tu te kilka zdjęć. Niestety moja sweetfocia w kombinezonie gdzieś się zapodziała. Tak wiem, jest wam przykro..:D



Muszę wyczaić co to..





South Wales Caving Club. 
Wnętrze schroniska. W takich miejscach, można poznać ciekawych ludzi.

South Wales Caving Club

South Wales Caving Club.
 Schronisko. Ponoć biorą tylko 6 funtów za nockę. To jak zapłacić 6 zł w Polsce.

Różni ludzie się napatoczą..:D



Zostałem uraczony pewnym specjałem, który pomimo tego, że śmierdział, smakowałem nawet dobrze. Dopiero po fakcie, pytając, dowiedziałem się, iż jest to skóra wieprzowa, pocięta na kawałki i smażona na głębokim tłuszczu. Smakuje, jak za długo smażone skwarki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz